Powoli zacząłem się budzić w trochę zimnym pokoju. Było kompletnie
ciemno i cicho. Nic. Nie słyszałem nawet rozmów pielęgniarek o ich biednych i
brutalnych mężach. Nic. Wstałbym z łóżka, gdyby tylko przeróżne kable nie były podpięte
do moich ramion i nadgarstków. Były niekomfortowe, a nie było żadnego sposobu,
by je odpiąć.
Pomału zdrowiałem przez ostatnie kilka dni. Moi rodzice odwiedzali
mnie, przynosili kwiaty i takie tam… Nawet nie oczekiwałem od mojej mamy, że
przyjdzie mnie zobaczyć, przecież w ogóle jej nie obchodzę. Może się zmieniła,
bo wylądowałem w szpitalu?
Po kilku minutach oślepiło mnie ostre światło, gdy do pomieszczenia
weszła jakaś kobieta. Nie potrafiłem rozpoznać jej twarzy przez ciemność, która
po chwili znów zapanowała w pokoju. Ale mogę powiedzieć, że miała długie,
czarne włosy.
- Niall! – zawołała z uśmiechem.
Prawie natychmiast poznałem kto to jest. Miała na imię Cathy i
ostatnio była moją pielęgniarką, z którą chętnie bym się umówił, szczerze
mówiąc. Widziałem ją codziennie przynajmniej dziesięć razy. Jest naprawdę miła
i dobrze się dogadujemy.
- Jak się czujesz? – spytała. – Jesteś głodny albo spragniony?
Uśmiechnąłem się do siebie.
- Właściwie.. Trochę tak.
- Przyniosę ci najlepsze co może ci nasz szpital zaoferować. –
odpowiedziała, a ja zaśmiałem się, wiedząc, że tutejsze jedzenie smakuje jak
gówno. Jadłem trzy razy. Serio smakuje beznadziejnie. Dopiero, gdy tu trafisz,
dowiesz się co naprawdę znaczy „beznadziejnie smakować”.
Po jej wyjściu usiadłem i włączyłem telewizor. Mieli tylko kilka
kanałów. Nic o ostatnich derbach.. Szkoda.
Szczerze, naprawdę nie powinienem marudzić, nie powinienem być nawet
żywy w tym momencie. Powinienem być martwy, sześć stóp pod ziemią. Fakt, że
żyję i oddycham jest prawdziwym cudem. Pielęgniarki mówiły, że to dzięki
Scarlett mi pomogła.
Powiedziały, że codziennie do mnie przychodziła i trzymała za rękę.
Mówiła do mnie, mimo że nie byłem przytomny. Była pierwszą osobą, która
przyszła mnie zobaczyć. I ostatnią, która stąd wychodziła. Siostry mówiły, że
bez niej, nie byłoby mnie już tu..
Więc jestem jej niezmiernie wdzięczny. Nawet pomimo tego, że nie
widziałem jej kilka dni. Ostatni raz, gdy ją widziałem, byłem w stanie
krytycznym i o mało nie umarłem. Widziałem ją tylko przez kilka sekund. Nawet
nie pamiętam, co wtedy do mnie powiedziała. Nieważne, to nie ma już znaczenia.
=
Scarlett’s P.O.V
- Załóż te ubrania. Idziemy na zakupy i coś zjeść na mieście. –
zakomunikował Michael wręczając mi torbę ciuchów. Wzięłam ją wydając z siebie
ciche westchnięcie i poszłam do łazienki się przebrać. Ubrania, które mi dał,
kompletnie nie pasowały do mnie. Czarna koszula w kratę była o dwa rozmiary za
duża, a białe dresy wyglądały, jakby były stworzone dla wielkoluda. Jednak o
dziwo jakoś trzymały się na moich biodrach. Gdy już się przebrałam, spojrzałam
w lustro. Mój makijaż strasznie się rozmazał, włosy były czarne jak węgiel. W
ogóle nie wyglądałam jak wczoraj. Może to zabrzmi dziwnie, ale ubrania, makijaż
i inny kolor włosów naprawdę robią różnicę. Wielką różnicę.
Twoje zachowanie i nastrój też mogą w pewnym stopniu zmienić twój
wizerunek.
Wpatrywałam się w lustro przez jakąś minutę, zanim poczułam wstręt do samej
siebie. W tej chwili nienawidziłam w sobie wszystkiego. Wyglądałam słabo i
bezsilnie. Żałośnie. A nie byłam taka.. przynajmniej nie taka chciałam być.
- Jesteś już gotowa? – usłyszałam wrzask z daleka. Westchnęłam i
zaczęłam powoli podążać za źródłem głosu. To był Michael, tylko Michael; Cudownie.
- Podejdź tutaj. – powiedział trochę poirytowany. Złapał za moją
wielką koszulę i ciągnąc, wyprowadził mnie na zewnątrz, do garażu. – Nie będziesz
z nikim rozmawiać. Nikim oprócz mnie, tylko mnie. Z żadnymi twoimi „starymi
przyjaciółmi” czy kimkolwiek. Zresztą i tak by cię nie zauważyli. Bądźmy
szczerzy, nie spotkasz tu nikogo znajomego. Jesteśmy godzinę od miasta.
Odwróciłam wzrok i starałam się unikać jego i tej sytuacji.
Natychmiast złapał mnie za podbródek i ustawił moją twarz tak, bym patrzyła mu
w oczy.
- Patrz na mnie, gdy do ciebie mówię! – krzyknął i uderzył mnie w
policzek otwartą dłonią. Trochę zabolało, ale nie chciałam okazać swojej
słabości. Nie chciałam już grać niewinnej dziewczynki, nawet jeśli robiłam to
tylko przez kilka godzin. To było głupie i wiedziałam, że nie byłam wtedy
prawdziwą sobą. – Teraz, powtórz, co powiedziałem. – zażądał. Wciągnęłam
powietrze ze świstem.
- Z nikim nie rozmawiaj… Umm… Yeah. Będę rozmawiać tylko z tobą. –
wymamrotałam. Brzmiało, jakbym nawet nie była przestraszona. Raczej jakbym była
silna i nie bała się niczego. Właśnie taki
był mój zamiar. Michael uderzył mnie po raz drugi, tym razem mocniej.
- Okaż mi szacunek. – szepnął mi do ucha chłodnym głosem. Zadrżałam.
Powoli pokiwałam głową i zrobiłam krok w tył. To było dziwne. Gdy się
odsunęłam, Michael od razu przyciągnął mnie bliżej. – Będziesz mnie szanować? –
spytał powoli, niskim głosem. Kiwnęłam głową, a on mnie puścił. – Wsiadaj. –
rozkazał, złapał mnie za nadgarstek i wrzucił do auta. Westchnęłam i usiadłam w
fotelu z nadzieją, że się rozbijemy i zginiemy.
Jazda do miejsca, gdziekolwiek zmierzaliśmy była przerażająco długa i
nudna. Nikt nic nie mówił, nikt nic nie miał do powiedzenia. Wiedział, że go
nienawidziłam, a ja wiedziałam, że on nienawidził mnie.
Miałam albo się wydostać albo zostać zabitą. Proste.
Louis’ P.O.V
Wiem, że minęło dopiero kilka godzin od kiedy zaginęła Scarlett, ale
dla mnie było to jak kilka miesięcy. Wszyscy panikowali i martwili się. Łącznie
z Zaynem. Gdy ja i Harry powiedzieliśmy mu, że Scarlett zaginęła, nie uwierzył
nam.. Kompletnie zaprzeczył. Wtedy powiedział, jak dopiero zaczęli się
dogadywać i stawać się rodziną, której zawsze pragnął. Rodzina, o której Zayn
zawsze marzył.
Harry z drugiej strony dobrze sobie radził z tą sytuacją. Nie
widziałem by płakał albo mówił do siebie. Wyglądał w porządku. Tak jak zawsze. Chodził po wielkim, zatłoczonym mieście
pytając wszystkich przechodzących, czy widzieli pewną dziewczynę. Jednak nikt nie opisywał
Scarlett. Nikt jej nie widział. Ale ja wiem, że ją znajdziemy! Wiem to!
Uratowaliśmy ją raz, więc możemy to zrobić ponownie.. prawda?
- Widziałeś może dziewczynę o jasnobrązowych włosach, z błękitnymi
oczami.. Bardzo niską.. Szczupłą.. Opaloną? – spytałem mężczyznę w garniturze
obchodzącego dookoła blok. Niestety, odpowiedział tak, jak się spodziewałem.
- Niestety nie, wybacz.
Westchnąłem i zacząłem pytać wszystkich o to samo. Od początku znałem
ich odpowiedzi. Nikt nie widział Scarlett. Nikt. A my spytaliśmy już jakieś
dwieście ludzi. Nadal nic.
Policja też nic z tym nie zrobi. Dwadzieścia cztery godziny, wtedy
dopiero zaczną jej szukać. To jest totalnie idiotyczne. W dwadzieścia cztery
godziny mogła zostać zgwałcona albo zabita. Wszystko mogło się stać. Wszystko.
- Nic. – powiedział Harry podchodząc do mnie. Westchnąłem cicho i
usiadłem na zimnym chodniku, który był wilgotny od lekkiego deszczu opadającego
z bezchmurnego nieba.
- Znajdziemy ją. – rzekłem pewny siebie – Nie poddam się.
Harry spojrzał na mnie i przygryzł wargę.
- Znam ją lepiej, niż ty kiedykolwiek poznasz.. Wiem, kim jest
naprawdę.. Znam tę prawdziwą Scarlett.
Spojrzałem na niego lekko zmieszany, czując krople deszczu spadające
na moje włosy. Powoli zaczynałem moknąć, ale nie obchodziło mnie to.
- Co masz na myśli? – spytałem. Skierował na mnie wzrok i zaśmiał się
krótko pokazując głębokie dołeczki w policzkach.
- Ona jest śmielsza i silniejsza niż myślisz, Louis. Byłaby nawet w
stanie kogoś zabić, gdyby musiała, uwierz. – ponownie się zaśmiał.
- Byłeś dla niej miły? Gdy była.. W-wiesz. Niewolnicą, i tak dalej..
- Chcesz szczerej odpowiedzi? – spytał, a ja powoli kiwnąłem głową.
Chciałem się dowiedzieć. Byłem strasznie ciekawy.
- Szczerze, byłem dla niej miły tylko przez jakiś czas.. Może miesiąc
albo dwa. Nawet jeśli ona nie chce tego przyznać. Byłem dla niej miły. Nie
chciałem mieć niewolnicy. To wszystko to był tylko pomysł mojego ojca. Sam miał
dziesięć albo nawet więcej niewolnic. Sprzątające, pracujące, uprawiające
ogród.. Niewolnice od seksu. I tak dalej.. W każdym razie, kupiłem ją, bo
ojciec mi kazał. W przeciwnym razie sam stałbym się niewolnikiem. – oznajmił.
- Więc twój ojciec cię do tego zmusił? – zapytałem.
- Tak, tak jak powiedziałem. Nie chciałem tego.. Przysięgam. – zaczął się
trochę rozklejać, ale szybko otarł pojedyncze łzy. – Nigdy nie chciałem żadnej
rzeczy, która spotkała Scarlett.. Chyba zawsze byłem słaby i bezradny..
Chciałem choć raz poczuć się silny, mieć władzę. A to była moja szansa. Wiem,
że to wszystko to moja wina, ale nie proszę o wybaczenie albo coś w tym stylu.
Po prostu mówię, że żałuję wszystkiego, co jej zrobiłem.
~*~
Szaleństwo.
Wróciłam do tłumaczenia tego przeklętego fanfiction.
Tak wiem, sama nie mogę w to uwierzyć.
Minął prawie rok! Ale jednak się przemogłam.
Myślę, że nie skończy się na jednym rozdziale.
Postaram się je dodawać mniej więcej co tydzień lub dwa i tym razem mówię poważnie.
Całkowicie poważnie! Nie tak jak kiedyś.
Przepraszam za poprzednie zwlekanie miesiącami z dodawaniem nowych rozdziałów.
Prawdopodobnie straciłam wszystkich czytelników przez ten długi czas, no ale cóż, zdobędzie się nowych, a może nawet wróci ktoś sprzed roku? Zobaczymy.
P.S. Wybaczcie za niezbyt przyjemny szablon, coś się pochrzaniło z nagłówkiem i trochę biednie to wygląda, ale w najbliższym czasie coś wymyślę.
P.S. Wybaczcie za niezbyt przyjemny szablon, coś się pochrzaniło z nagłówkiem i trochę biednie to wygląda, ale w najbliższym czasie coś wymyślę.
Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał, bo mi bardzo!